Zza grubych murów Hadesu dobiega pukanie...

Kiedy piszę staję się kimś zupełnie innym.
Ale może wcale tak nie jest.
Może po prostu jedynie wówczas jestem sobą.

Wkrótce

W związku z drastycznymi zmianami na Onecie postaram się w najbliższym czasie ulokować pod tym adresem dotychczasowe prawdopodobnie-ja oraz siłę-serc (tak, będą połączone w jednego bloga). Mam nadzieję, że Onet umożliwi mi dość łatwe przenosiny, bo ręczne kopiowanie każdego psota (i utrata waszych komentarzy!) nie zapowiada się zbyt obiecująco. Na blogspocie spróbujemy też odtworzyć z dziewczynami Nagłówkownię (dam znać, co do nowego adresu). Jeżeli chodzi o niewolników-serc to chyba ich zakończę, a pierwsze (zakończone) opowiadanie przeniosę, gdzie zaleci Onet i tak zostawię.

Zanikam

Zostałam pożarta przez duchy czasu.

Stare, zakurzone obsesje

Ciągle gdzieś tam jesteś – w zakamarkach mojego umysłu.

Tyle wspomnień, a wszystkie zmieszane.

Błąkasz się gdzieś na skraju moich pragnień i cmentarzyska dawnych nadziei.

Czemu nie odejdziesz? Stoisz sobie cicho w kącie i przyglądasz się mi uważnie. To twoje spojrzenie, jakby nieustannie pełne dezaprobaty, milczące, nieprzerwane i uważne...

Dlaczego? Dlaczego ciągle się pojawiasz, choć tak naprawdę nie ma ciebie? Pozwól mi odpocząć, niech to wyzwolenie będzie całkowite.

Czemu nadal błąkasz się po moich snach, przemykasz niczym cień, niemal zawsze niezauważony, a jednak krzywdzisz mnie swoją obecnością? Owa obecność jest wyczuwalna niczym puls, jest jak bijące szybko serce, nie dostrzegamy tego, że cały czas pracuje, ale czasem, w niektórych momentach, gdy przysłuchujemy się jego wzmożonej pracy – myśl o niej nie daje nam spokoju; ta obecność jest jak nazbyt ciasne, szorstkie więzy, męczy mnie. Nie dajesz mi oddychać. Zawsze, kiedy spotkamy się gdzieś na skraju sennych marzeń – słabnę, wysysasz ze mnie moc. Potrzebuję pomocy innych, moje oczy się zamykają, a mięśnie są wyzute z energii, jakby moje ciało, niczym gąbkę, ktoś wykręcił ze wszelkiej siły i ochoty do życia. Chodzę wówczas na wpół martwa, a myśl o tobie nie daje mi spokoju.

Pozwól mi się wyzwolić, odjedź.

7 miliardów bezimiennych istnień

Na świecie jest około siedmiu miliardów ludzi.

To niemalże pewne, że jest tam ktoś, kogo mogłabym kochać i kto kochałby mnie.

Pytanie brzmi: „Czy kiedyś się spotkamy?”.

Czy właściwie w tej sytuacji nie jest się zmuszonym uwierzyć w przeznaczenie, a przynajmniej zapragnąć, by istniało i jakimś pokrętnym sposobem zetknęło nas ze sobą, w którymś punkcie naszej niekończącej się wędrówki?

Jednak czy samo pragnienie okaże się wystarczające? Może trzeba by spróbować działania? Być może nie jest to ani łatwa, ani pożądana ścieżka, lecz może wiedzie ku szczęściu? Może sami jesteśmy źródłem własnych niepowodzeń i problemów? Może więcej leży w nas, niż poza nami?

Ludzie sami tworzą swoje problemy. Każdy z nich, w którymś momencie, zawahał się, przegapił jakąś okazję i utracił coś lub kogoś bezpowrotnie. Częściej to brak działania niż samo działanie prowadzi do tego, że biernie stoimy w martwym punkcie, podczas, gdy życie ucieka nam między palcami niczym piasek. Nie wolno się wahać. Nieustające wahanie i racjonalizowanie prowadzi to tego, że, w pewnym momencie, zupełnie niespodziewanie umyka nam jakaś ostatnia szansa i nie zdajemy sobie z tego sprawy, dopóki nie dopadnie nas żal. Żal i rozczarowanie, źródło bezdennej otchłani smutku. Tyle utraconych szans, marzeń, które rozwiał wiatr… Dlaczego brak nam sił? Czemu nie mamy odwagi? Przez moment wydaje nam się, że moglibyśmy, że możemy, ale… Tuż po chwili przychodzi zawahanie i ulegamy mu, jest takie łatwe. Łatwe rozwiązania nigdy nie prowadzą do samozadowolenia. Ulegamy z taką łatwością, żałujemy, a potem wymuszamy uśmiech na własnych wargach, gdy widzimy ludzi, których w głębi serca nienawidzimy.

Jaka cisza.

Widzisz? Jesteś nieświadomym dziedzicem kultury całego świata. Niezależnie od tego, kim jesteś i w co (nie) wierzysz, posłuchaj teraz. Może jesteś tego nieświadomy, może nie posiadasz wszelkiej istniejącej wiedzy, nikt z nas jej nie posiada, ale musisz mi uwierzyć, że o wiele więcej jest już w twoim sercu, duszy i umyśle niż kiedykolwiek ktokolwiek posiadł. Tkwi w Tobie nieskończenie wiele pragnień, często sprzecznych. Może czasem, choćby raz, ulegniesz im? Może właśnie teraz? Może będziesz żył w zgodzie z samym sobą, niezależnie od tego, czy oznacza to, czy nie, życie w zgodzie ze światem.

Może odrobinę odwagi?

Masz wyobraźnię. Korzystaj z niej.

Posiadasz duszę, choć może w to nie wierzysz.

Być może nie ma niczego więcej niż ta jedna, jedyna chwila.

Być może niczego więcej nie doświadczysz.

Będzie wiele takich chwil, w których będą cię kusić łatwe rozwiązania, ale spróbuj… Chociaż spróbuj, chociaż raz… Spróbuj coś ZROBIĆ. Nie czekaj. Być może właśnie ucieka Twoja jedyna szansa.

Działaj. Kochaj. Milcz. Rób to, co pragniesz robić.

Veritatem

List pierwszy

Syndrom sztokholmski


Wiem, że gdzieś tam jesteś, słodki kłamco. Ktoś cicho szepcze mi do ucha, że nie wrócisz. Nigdy Cię już nie zobaczę. I wiem, że nie ma żadnego wyzwolenia. Zawsze będę więźniem własnej świadomości.

Może próbuję się wydostać, ale bezskutecznie, a może to tylko iluzja. Iluzja klatki, iluzja ratunku, iluzja uwięzienia, iluzja kuszenia? Kto ma dość sił, by iluzję sobie uświadomić i ją przerwać?

Jestem taka słaba. Więżą mnie własne namiętności. Jakie to ciasne i szorstkie więzy...

Kim jesteś, mój oprawco? Jakiej kary żądasz za moje grzechy? Za które?

Tyle pytań.

Ale jestem pewna, mój drogi, że gdybyśmy się spotkali, nic bym nie powiedziała.

Nie byłabym do tego zdolna.

I jestem pewna, że jesteś piękny, zawsze tak sobie Ciebie wyobrażam. Nie mam wpływu na własne wyobrażenia.

Dlaczego mnie więzisz? Czego pragniesz od mojej świadomości? Czy chcesz powstrzymać ten strumień pytań, który płynie – wzburzony i nieprzerwany – przez mój umysł? Czy potrafisz?

Mój drogi, wybacz, czymkolwiek zawiniłam.

Kim jesteś, czego pragniesz, co zamierzasz?

Może kiedyś mi odpowiesz.

Jak tu cicho. Nikt nie przerywa niekończącego się lamentu.

Nie ma wyzwolenia.

Nieprzerwane strumienie bólu.

Nie ma łez.
Cierpię. Całym swym jestestwem czuję wszechogarniający ból. Nie ma on źródła w moim ciele. Wiem, że nie zniknie, gdy się zabiję. Jest potężniejszy niż śmierć.

To cierpi moja dusza.

To ból, którego nie można ugasić; to nie ręka, którą można odciąć.

To nie jest ludzki ból. Ludzie nie powinni się TAK czuć.

Kim ty jesteś, szatanem? Wampirem żerującym na moim cierpieniu? Nasycisz się widokiem mojego bólu?

Jeśli tak właśnie wygląda piekło, to wolałabym nigdy nie istnieć.

Czy możesz sobie wyobrazić? To taki stan, w którym nie istniejesz ani Ty, ani Twoja świadomość, ani nawet świadomość Twojego nieistnienia.

Cicha, utopijna wizja.

Ból się uspokaja. Uśmiecham się, udaję, że wszystko jest w porządku.

Niech minie, błagam, niech minie.

I mija, mój drogi oprawco, mija.

Kim jesteś? Jak się nazywasz? Może kiedyś mnie odwiedzisz? Bo istniejesz, prawda? Taki ból nie może rodzić się bez przyczyny. Jestem gotowa uwierzyć w bezprzyczynowość tego obrzydzenia, jakie czasem się we mnie pojawia, w to, że kryje się za nim moja własna, niespokojna świadomość. Ale to? Wiem, że gdzieś tam jesteś. Żadna dusza, a już na pewno nie moja, nie jest takim masochistą. To cierpienie nie miało źródła we mnie. Musisz mi powiedzieć, wyznać kim jesteś, że jesteś. Chociaż tyle.



Proszę, kocham Cię

Krótka historia

Zastanawiałam się, czy istnieje historia, która mogłaby nas połączyć...

do góry