Somnum damnatorum

- Och kotku, kotku.

- Dlaczego muszę Cię kochać? – pytam, nieustannie pytam.

- Kochanie, nic na to nie poradzisz. Nawet szatana można kochać.

- Nie tak dosłownie! – płaczę, słone łzy płyną strumieniami po moich policzkach, to już nowa rzeka – Rozpacz.

- Nie płacz, słodka Persefono. Z tobą nawet piekło jest mniej żałosnym miejscem i krzyki rozpaczy potępionych nie brzmią tak straszliwie. To nie moja wina, że wszyscy tu jesteśmy.

- Nienawidzę Boga. Może teraz mnie ześle do piekła i potępi skazując na wieczne cierpienie? To takie cierpkie i egoistyczne. Jak można karać za to, że stwarza się kogoś niedoskonałym?

- Ciii… Nie myśl. Egzystuj. To nasz byt, byt potępionych dusz.

- Mój kochany Aniele…

Tak cicho

Anioły


Tak cicho.

Szepty, słodkie szaleństwo.

Zatapiam się we śnie.

Dusza gdzieś uciekła.

Skarbie, kim jesteś?

Nie pytaj, kochana,

Jesteś martwa.



Śmiejesz się w głos,

Zakłócasz ciszę,

Tak eterycznie,

Tonę w kaskadach

Spadających mi na głowę kłamstw.

Śpij, kochanie, śpij.



Tak psychodelicznie,

Tak umierająco,

Gdzie jesteś? -

Pytam każdego przechodnia.

Patrzą, patrzą w milczeniu.



Szaleństwo, śmiech, grzech, łza, pustka.



Nic nie znaczysz, nic nie znaczysz!

Mogę to wykrzyczeć, kotku.

Kim jesteś? Kim jesteś?

Czy ty w ogóle znasz odpowiedź?

Czy ktokolwiek ją zna?



Tak, tak – ona.

Wszyscy wskazują palcem.

Kiedyś mi powiedziała,

Że tak już zostanie.

Przestałam płakać.

Boże, wybacz – błagałam.



Cicho, cicho, już dobrze.

To takie smutne.

Zdycham.



Hymn ateistów


Słowa bez znaczenia

Szepty, szepty

Jak cicho

Ciągle te szepty

Gdzieś gra muzyka

Łzy, więcej łez

Całe korytarze

Pełne wariatów

Bez znaczenia

Gdzie jesteś

Dokąd zmierzasz

Kim będziesz

Czy Go znasz

Próbowałeś

O słodyczy

Z dna przeklętych

Sławy, proszą

Cicho, cicho

Trupy nie płaczą

Piekło

Myślisz

To szaleństwo

To początek

Chaosu

Nie ma Ciebie

I nie ma mnie

Dmucham

Atomy twojej duszy

Rozpryskują się

Nie ma Wszechświata

Już żaden Uniwers

Cię nie pochłonie

Nie istniejesz

Kochanie

Śpiewają głośno

Twoja kolej

Skacz

Śpisz

Tak cicho i słodko. Śpisz. Widzę, jak pod Twoimi zamkniętymi powiekami majaczą jeszcze skrawki snu. To takie delikatne i ulotne.

Twoje ciepłe ramiona dookoła mnie.

W pokoju unosi się eteryczny zapach różnych perfum, gdzieś z daleka docierają ciche dźwięki fortepianu. To jakaś delikatna sonata.

To taki subtelny moment tuż przed przebudzeniem.

Wstające słońce tańczy na Twojej twarzy, kołdra dawno zsunęła się na ziemię. Obracam się delikatnie nie chcąc Cię zbudzić, unoszę się na ramionach i składam na Twoich ustach delikatny, cichy pocałunek. Powoli otwierasz oczy i oddajesz delikatnie pocałunek z całą czułością, na jaką może zdobyć się zakochany mężczyzna. Uśmiecham się. Szepczesz cicho do mojego ucha moje ulubione miłosne wyznanie, przytulasz mocniej, słońce coraz intensywniej prześwituje przez półprzezroczyste, żółte zasłony. Pokój jest zalany falą złotego światła. Chcę zatrzymać ten moment, jest taki piękny:

- Chcę już zawsze leżeć w Twoich ramionach.

- Nawet nie próbuj uciekać, nigdy cię nie puszczę – odpowiadasz.

Jak ja uwielbiam barwę Twego głosu, ten wyrazisty tembr doprowadza mnie do szaleństwa.

- Bądź przy mnie, zawsze.

- Na wieczność – szepczesz, – już zawsze razem.

Miłość i czekolada

Miłość, muzyka, książki i czekolada. Jeśli kiedykolwiek w życiu zapragnę czegoś, czego nie można określić jednym z tych słów, wiedz, że nie jestem już sobą, ale bezwolną machiną w oślizgłych mackach cywilizacji.

Jego oczy...

Może kiedyś na mnie też spojrzysz w TEN sposób.

do góry